piątek, grudnia 31, 2010

ßänk ju for träwelling!

Było to akurat przed sześcioma laty, gdy po raz pierwszy chciano mi sprzedać dziewczynę ze Wschodu. Po zamknięciu komisji wyborczej nr 55 w Mariupolu nad Morzem Azowskim i podliczeniu głosów, starym słowiańskim zwyczajem wszyscy zasiedli do suto zastawionego stołu. I wtedy przewodniczący komisji, facet, który zdobył mnie od razu aparycją Ala Pacino, wskazuje przeciwną stronę stołu, na 19-letnią Mołdawiankę z komisji i mówi: - Miszka, a może byś ty ją zabrał ze sobą do Polski, co? Upierze ci, ugotuje, to dobra dziewczyna, pracowita. I dzieci wychowa!
Wspomniałem to zdarzenie, kiedy właścicielka stancji w Neubrandenburgu usilnie chciała mi wcisnąć swoją byłą lokatorkę, też ze Wschodu. Nocleg u niej wybrałem, bo najtańszy w mieście. Może zarabia na prowizjach od małżeństw? - myślę sobie.

Na Wschodzie wciąż takie obyczaje, ale u nas to już przecié passé. Zastanawiam się więc, czy właściwie nie byłby to jakiś dowód nonkomformizmu dzisiaj, dać się tak wyswatać, a nie - jak wszyscy - chajtać się z miłości. Albo i awangardy, bo że Ziemia jest okrągła, to i historia kołem się toczy. A ja lubię być w awangardzie, w końcu co innego robiłem w tych pociągach, wciąż jako pierwszy otwierając drzwi?

I tak sobie liczyłem na dwóch liczniczkach wsiadających i wysiadających z pociągu, podśpiewując: „Oh I'm a lucky man To count on both hands The ones I love...“. Przemilczam tylko resztę zwrotki „Some folks just have one Yeah others they got none“. Nie podoba mi się, jak Pearl Jam drwi sobie z niepełnosprawnych.


Automat do wydawania biletów to ciekawa maszyna. Kilka wersji językowych. Tyle że jedno pole bez względu na wersję językową jest po niemiecku. No, nie całkiem, bo we włoskiej pole to jest akurat po polsku. Co w tym szczególnie dziwnego? A to, że jest to jedyne słowo po polsku, bo w tym automacie polskiej wersji językowej w ogóle ne ma. Jeszcze dziwniejsze więc, że to jedyne słowo po polsku nie zaczyna się na 'k'!

K... jak kolejna stacja. Ankietująca ze mną Sabine pyta, ilu wysiadło. Mówię: jedna, a właściwie półtorej osoby, bo była w ciąży. Śmiejemy się, próbując wpisać ułamek do aplikacji. Śmiejemy się jeszcze bardziej, wyobrażając sobie, że kontrola pyta nas, jak to możliwe, że wysiadło 1,5 osoby, a wsiadała przecież jedna? Musiałbym odpowiedzieć, że wsiadając do pociągu nie była jeszcze w ciąży...

Co to ja mówiłem o awangardzie?

Ostatnia rozmowa z liczmierzem Deutsche Bahn. Liczenie to najlepsza praca, jaką wykonywał, mówi. A robił wiele: roznosił gazety, układał towary w sklepach... Słucham go oniemiały: w końcu niełatwo spotkać oko w oko własną mowę wewnętrzną!
Czyżby nadeszła pora na powrót do Norwegii?